Bootcamp - historia prawdziwa #1
Jestem w programowaniu od 6 lat. Nie jest to duże doświadczenie, ale wystarczy, żeby być bardziej doświadczonym od połowy ludzi, których spotykam. Branża IT w Polsce jest dość młoda, stąd brak doświadczonych ludzi.
Piszę w jednym z ogólnie znanych korpo-języków, 100% backendu. Moja firma kupiła kilka mniejszych firm, w związku z tym mamy trochę projektów w różnych językach. W związku z tym, trzeba było znaleźć ludzi do ich utrzymania. Kiedy firma postanowiła opłacić dla paru osób bootcamp w jednym z języków, którego zwykle używają mniejsze firmy, od razu się zgłosiłem. Ten nowy język zawsze mi się podobał, postanowiłem potraktować to jako szansę do:
1. Większe szanse na pracę zdalną w przyszłości poprzez zmianę technologii na takim „przyśpieszonym” kursie;
2. Przekonanie się, jakie na prawdę są bootcampy, które w ostatnich latach zdobyły wielu zwolenników, jak i przeciwników;
Jako, że jestem już na takim etapie, że bootcamp kosztuje podobnie, co miesięczne zarobki, to nie szedłem oczywiście tam dla kasy, moja motywacja była całkiem inna :)
Chciałbym przedstawić prawdziwy obraz tego, co tam się dzieje. Specjalnie nie mówię w prost, co robię teraz, jakiego języka będę się uczył ani w jakiej szkole.
Zacznę od tego, co dzieje się przed bootcampem.
Na stronie internetowej mogłem przeczytać wiele informacji o tym, jak to szkoła pomaga w dofinansowaniach. Niestety, moje doświadczenia są wręcz przeciwne (nie tylko moje, co okazało się na pierwszych zajęciach), szkoła potrafi tylko udzielić informacji typu „musi się Pan dopytać jak to działa, jak już to będzie załatwione to Panu klikniemy w systemie akceptację”. Jako, że firma płaciła za całość, to nie byłem bardzo smutny z tego powodu, aczkolwiek już zapaliła mi się czerwona lampka, skoro oszukują nawet przed pierwszymi zajęciami. W szkole, która ma oddziały w całej Polsce, niestety panuje chaos, nie tylko w tej kwestii. Jednak kwestie organizacyjne nie są tymi, które nas najbardziej interesują, więc przejdźmy dalej.
PREWORK.
Wszyscy uczestnicy dostali zestaw materiałów i zadań do zrobienia. Zadania dotyczyły Linuxa, Gita, podstaw front-end (mimo, że kurs nazywa się „backend developer” to podstawy frontu też mają być poruszane, zarówno teraz, jak i później) oraz docelowego języka programowania. Kurs przelatuje przez podstawy i daje całkiem fajną porcję wiedzy, a na każdym kroku są odnośniki do innych źródeł. I tutaj mógłbym skończyć, gdyby nie cena - sam prework kosztuje 2000zł + VAT. Oczywiście, jest to wliczone w cenę kursu, po preworku można zrezygnować, jednak moim zdaniem, tak duża kwota to nieporozumienie za materiały, w których brak jest rozwinięcia jakiegokolwiek tematu, a wszelkie tematy wykraczające ponad podstawy podstaw są omówione w linkach w Internecie, za 0 złotych.
Na upartego, można podciągnąć pod cenę preworku to, że do zrobienia było kilkanaście zadań, oczywiście niezbyt trudnych, ale jednak czasochłonnych. 1/3 zadań była z docelowego języka, 2/3 z HTMLa i CSSa. Zadania miały być oddane 2 tygodnie przed startem bootcampu, warunkiem przystąpienia było zrobienie pull requesta do repozytorium, z którego zadania zostały ściągnięte. 2 tygodnie przed startem. 2 tygodnie przed startem oddały 2 osoby, zobaczyłem dzień przed startem i był PR od 7 osób. Pomyślałem, że mała grupa…
PIERWSZY ZJAZD.
Okazało się jednak, że grupa liczy 15 osób. Czyli ponad połowa nie oddała podobno obowiązkowego zadania domowego, nawet nie wiadomo, czy mają skonfigurowany system. Nie brzmiało to oczywiście zbyt dobrze ;) Spotkałem w grupie jeszcze 2 osoby, które miały cokolwiek wspólnego z IT (grafik + administratorka), oni zadania też zrobili. Na szczęście prowadzący nie pytał nikogo, czy ma wszystko zainstalowane, tylko rozpoczął wszystko od początku, ale bez sprawdzania, czy na pewno każdemu działa hello world. Pan prowadzący w języku, którego nauczał, miał rok doświadczenia na początku kariery, a od 2 lat pracuje z JavaScriptem i frontowymi frameworkami. Tym bardziej zdziwiłem się, że zajęcia z JS będzie prowadził ktoś inny :) Dzień pierwszy i drugi to były podstawy programowania, właściwie powtórka z tego, co było na preworku + podstawowe struktury danych. W oba dni skończyliśmy wcześniej niż planowaliśmy. Prowadzący starał się wyjaśniać wszelkie wątpliwości, pomylił się tylko raz, wyjaśniając, że w JavaScript jest inaczej.
Forma zajęć była taka, że najpierw chwila tłumaczenia co i jak, następnie 3 zadania robione przez prowadzącego, później 5-6 robionych przez ludzi samodzielnie (prowadzący podchodził i pomagał), później pokazanie przez prowadzącego jak on by rozwiązał te zadania. Jedno zadanie wymagało podstawowej wiedzy matematycznej, połowa grupy miała z nim problem. Niestety, widziałem, że 1/3 grupy nawet nie próbowała sama rozwiązać zadań, tylko czekała na szanse przepisania z ekranu prowadzącego. Do domu dostaliśmy 15 zadań, zakładając, że ktoś nigdy nie programował to powinny mu zając max 10 minut (mi zajęły w sumie 30 minut). Sami przyznacie, że 2 godziny w 2 tygodnie (bo wtedy jest następny zjazd) nie brzmi jak superintensywny kurs, a taki podobno miał być. Na kolejnych zajęciach będą już bardziej zaawansowane fragmenty języka + przykład prostego backendu. Mój wniosek - szkoda, że nikt nie powiedział ludziom, że przepisywanie z ekranu nic im nie da.
Co do grupy, tylko 2 osoby okazały się być całkowicie oderwane od rzeczywistości (tz brak nawet matury i podstaw angielskiego), reszta to ludzie po studiach, pracujący umysłowo, ale niezadowoleni z sytuacji zawodowej w ich branży.
Kolejny post po drugim zjeździe.